Niderlandzkie migawki

Okej, okej. Po niespodziewanym i olbrzymim sukcesie poprzedniej notki (32 wyświetlenia jednego dnia!), mailach od fanów i dwóch propozycjach sfilmowania mojej historii, powracam z czymś nowym. :)

Trochę na początku oszukałem z tym, że na blogu będzie o odkrywaniu jedynie Mazur Zachodnich, bo jest już wpis dziejący się w Polsce, a teraz dołączy dziejący się nawet poza Polską. Ale ogólnie trzymam się Europy, więc chyba nie jest tak źle ;) Poza tym, blog jest rowerowy, no a bardziej w Europie i chyba nawet na świecie rowerowego kraju niż Holandia nie ma. Tu rower to część filozofii Holendrów by było wygodnie i ekologicznie, bez negatywnego wpływu na to co dookoła. Jeżdżą oczywiście wszyscy, ale grupą szczególną są starsi ludzie, w wieku, w którym nasi polscy ich odpowiednicy siedzą przed telewizorem lub na działce. Tu skrzykiwane są grupy kilku-kilkunastu seniorów i seniorek i wspólnie podbijają swoje najbliższe otoczenie. Albo pary, jeżdżące na dłuższe wyprawy z mapami i wypchanymi sakwami, jakby odkrywali zupełnie niezbadane dotąd regiony. Są też grupy odwalonych jak na Tour de [tu wstaw kraj] amatorów, lub dziewczyny jeżdżące w sukienkach, co jest bardzo odważnym wyczynem :) -  tak tu ludzie cieszą się z tego prostego i genialnego środka lokomocji. Niezaprzeczalnie swoje robi też doskonała infrastruktura, zachęcająca do jazdy:

Zwykła dróżyna, jakich są tu tysiące
Emerytura na aktywnie

Jeżdżąc po tym miniaturowym kraju można natknąć się na wiele różnych akcji, jak na przykład ta:


Słabo widać, ale zebrała się jakaś miasteczkowa orkiestra, a para nestorów tej okolicy przebrała się za kogoś w rodzaju książąt, no i coś się działo. Nie wiem za bardzo co, bo tylko przejechałem obok. Albo tutaj - ruch został wstrzymany, na poboczu stanęli ludzie w oczekiwaniu, więc stanąłem i ja i czekam:



Za chwilę przeleciała chmara kolaży, przed nimi i za nimi samochody, policja pilnująca porządku, pełna profeska. Zabrakło tylko helikoptera filmującego z góry ten wyścig, a to był tylko taki międzymiasteczkowy, więc naprawdę rower to tu rzecz prawie święta. Tak pokrótce przedstawia się sytuacja na ten temat w Holandii, a ja już wracam na tory relacji.

Tak jak i w Polsce z tego co słyszałem, w Limburgii, tam gdzie jestem, również pogoda dopisywała, i to bardzo. Wolny weekend przesiedziany nicnierobiąc nie miał więc racji bytu, więc zarządzona została nieduża wyprawa. Cel - jakieś większe miasteczko, bo te sypialnie na modłę amerykańskich przedmieść trochę już zaczynały nudzić. Na mapie najbliższym takim było Sittard, oddalone ode mnie o kilka kilometrów, więc obrałem kierunek na tamte strony. Holandia jak na mały kraj przystało jest bardzo gęsto zaludniona i ściśnięta, co ma dobre i mniej dobre strony. Jedną z tych dobrych jest fakt, że między miastami istnieje sieć ścieżek dla rowerzystów i skuterzystów (tak, tu skutery jeżdżą po ścieżkach, nie jezdniach, co na początku wydaje się dość dziwne :)) i można dostać się wygodnie z jednego do drugiego. Coś jak to:


Fajna sprawa - leci droga szybkiego ruchu a obok ścieżyna, którą wygodnie i bezpiecznie można jeździć.


Wszechobecne znaki i znaczki drogowe (są nawet takie miniaturki, na których jest mapa regionu, urocza sprawa) informowały, że do Sittard w linii prostej jest sześć kilometrów, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko cieszyć się drogą. Niestety, nawet ten holenderski mechanizm nie jest idealny i po kilometrach dwóch ścieżka kończyła się blokadą, bo nie była w całości oddana do użytku. Szok i niedowierzanie, ale co zrobić. Musiałem odbić w prawo, i nawet ta alternatywna trasa zaskakiwała wykonaniem, a w dodatku minąłem jakąś bramę z napisem "Kasteel", więc mogło być ciekawie. Trochę jednak wkurzyłem się, że zamiast elegancko dojechać do miasta muszę gdzieś zbaczać z trasy, ale cóż. Po około dwóch kilometrach faktycznie jakaś intrygująca zabudowa rzuciła mi się w oczy, ale uparłem się na to miasto i może zajrzę tu w drodze powrotnej. Nie mogłem jednak nie zatrzymać się obok malutkiego kościółka w średniowiecznym stylu:


Jakoś wybrnąłem z tego miasteczka i byłem już praktycznie w Sittard:


Miejski szum przywitałem pozytywnie - miasto nie było nawet z tych średnich, było nawet małe, ale jak wspomniałem, w Holandii wszystko jest bardziej skompresowane i nawet nieduże ośrodki miejskie wydają się większe niż w rzeczywistości. Autobusy, sygnalizacja świetlna, peryferyjne blokowiskowe osiedla, sklepy wszelakie no i stare miasto ze swoją zabudową w centrum. W Sittard to wszystko było. Szybko dostałem się do serca miasta, które było bardzo klasyczne i podobne do innych historycznych śródmieść, takich jak np. w Tilburgu, do którego lubiłem też kiedyś jeździć. Sittardzkie również mogło się podobać:



Zadbane kamienice z różnych epok i stylów, gwarne życie toczące się w ogródkach i pod parasolami, tak jest chyba w każdy weekend (w tygodniu zresztą też) we wszystkich miastach w tym kraju i regionie. Ludzie uwielbiają spędzać tak czas i robią to naturalnie i stylowo. Z rynku udałem się w kręte uliczki, pełne sklepów i gawiedzi, ale najbardziej spodobały mi się kościoły:


Ten powyżej bodajże z 1500 któregoś roku i to było autentycznie czuć. Potężna i monumentalna budowla i bardzo chciałem zobaczyć czy wewnątrz też tak jest. Ciekawostka - ogromne drzwi do kościoła same się otwierają jak naciśnie się klamkę, co potęguje uczucie niesamowitości. W środku:



Coś słabo fotki wyszły. Otoczenie kościoła za to też bardzo klimatyczne:


Tu jeszcze wieża:


A tu drugi kościół. Mniejszy, ale spodobał mi się tak samo jak ten duży:

Strzelisty to dobrze określające go słowo
Jestem prawie pewny, że dokładnie takim typem architektury inspirowali się twórcy gry Bloodborne. Spędziłem w niej kilkadziesiąt godzin i jak zobaczyłem ten kościół, to mimowolnie przypomniała mi się ta gra i miasto Yharnam:


Wieże ogólnie widać z prawie całego rynku, w sumie królują nad całym miastem:


Dużo jest też urokliwych zaułków:


Mam dziwne przeczucie, że w Polsce byłoby tu pełno "ulicznej sztuki". Pokręciłem się jeszcze po uliczkach z witrynami sklepowymi i barowymi, popatrzyłem na gwar na nich zalegający, i pomału zacząłem się zbierać. Mój rower nie pozwalał na zbyt długie dystanse, bo dysponowałem tu najzwyklejszą "holenderką" nieposiadającą nawet biegów. Dobrze, że tu jest tak płasko, bo pod górę takim to mordęga :)

Tak wygląda rzeźba terenu większości Holandii ;)
Ta płaskość to i zaleta, ale i ogromna "wada". Po prostu wszystkie te krajobrazy, mimo że posiadające ogromny urok, kiedy widzi się te poldery, wiatraki, domki, to jednak szybko przestają robić wrażenie właśnie przez monotonię terenu. Po potraktowanej lodowcem rzeźbie Mazur Zachodnich, o górach już nie wspominając, tu czasem doskwiera nuda. Idę o zakład, że Holendrzy byliby oczarowani naszymi polskimi krajobrazami, pełnymi wzgórz i lasów, o często dalekich horyzontach. Tu nie czuć też przeważnie zbyt dużego ogromu przestrzeni, bo zawsze gdzieś są jakieś zabudowania, farmy, ściana lasu. Pod tym względem kraj nad Wisłą zdecydowanie wygrywa. Holandia jednak ma zalety o których pisałem wcześniej.

Wracałem tą samą drogą i teraz skusiłem się na pominięte wcześniej miejsce. Gdy poświęciłem mu więcej uwagi,  rozbłysło:

Malbork?
Teraz zrozumiałem nazwę "Kasteel" :) Otoczony fosą naprawdę robił wrażenie (w fosie ludzie łowili ryby, co było nie do pomyślenia dla mnie :)). W środku też:



Z zewnątrz jednak nie było za dużo do zwiedzenia. Można było wejść za opłatą do środka, ale sam nie próbowałem. Postanowiłem wracać. Po drodze taki jakby swojski widok:


Zdarzyło się też coś takiego, a to nie zdarza się w Holandii często. Ruina, opuszczony dom:


Autorka bloga http://www.byledoprzodu-blog.pl pewnie nie omieszkała by zajrzeć do środka, podobnie jak nie ominęła by obojętnie pewnie i "kasztelu" ;) Pozdrawiam z tego miejsca :)

No i wracałem. W sumie nic ciekawego już nie wydarzyło się, ale patrząc po drodze na to jak mieszkają Holendrzy, nie sposób nie podziwiać ich stylu życia. Są mistrzami w gospodarowaniu przestrzeni wokół siebie - o ich ogródkach i tym jak potrafią je aranżować (choć czasem balansują na granicy lekkiego kiczu) można napisać oddzielny wpis, najczęściej jednak tworzą wokół siebie miejsca przyjazne i relaksujące, zadbane w każdym detalu:


Mix działki, sanktuarium i ogródka. Piękna rzecz. I kotek <3
Naprawdę, nie widziałem dwóch identycznych obejść, choć oczywiście zdarzają się podobieństwa. Na ogół jednak samo patrzenie na to sprawia ogromną przyjemność, nie mówiąc o przebywaniu tam kiedy jest ciepło i słonecznie. Oprócz tego niderlandczycy lubują się w rzeźbach. Są wszędzie, są ich setki. Czasem na środku miasta, czasem poukrywane w zaułkach. Wielkie i miniatury. Od melancholijnych, dziwnych postaci po abstrakcyjne twory czy jakiś surrealizm. Spróbujcie rozgryźć o co chodzi w tej, a widziałem dziwniejsze:


A ciekawe jak się mieszka w takim minimalizmie:


Na tym kończę ten mały rzut oka na ten ciekawy kraj, a pewnie ma jeszcze wiele do zaoferowania i pewnie wielu rzeczy o nim jeszcze nie wiem, i chętnie dowiem się :) Trzymajcie się ciepło w Polsce!

Komentarze

  1. Pobiegałbym z Tobą wujek po tych krainach :D hauł haaauuuuł hauł

    OdpowiedzUsuń
  2. Do opuszczonego domu pewnie bym jednak omieszkała zajrzeć, z wiekiem robię się coraz bardziej bojaźliwa (rozsądna?:P). Kasztel prędzej - cywilizowane atrakcje zawsze spoko ;)
    Te katedry z gry to taki bardziej gotyk płomienisty (https://en.wikipedia.org/wiki/Flamboyant), ale ogólnie owszem, zbliżone do tych holenderskich kościołów ;)
    Bardzo urocze widoczki, ale zdecydowanie za mało pagórów ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przez Płaskie do Wody, a powrót Kanałem (którego nie widziałem).

Ostróda - Szeląg - Tabórz i bonus.

Wyprawa lipiec 2016 - Z Mazur przez Polskę w góry, i nie tylko.